Mateusz – Czerwony Diabeł – Klich


5 stycznia 2015 Mateusz – Czerwony Diabeł – Klich

W życiu niemal każdej osoby pojawia się taki moment, że trzeba przejść pewną transformację. Tym razem przyszła pora na Polaka, Mateusza Klicha.


Udostępnij na Udostępnij na

Defensywny pomocnik reprezentacji Polski po wyjeździe z Krakowa stał się wilkiem. Niestety, życie, a konkretnie Felix Magath, zweryfikowało szybko jego plany, a drapieżnik błyskawicznie uciekł do Zwolle. Nic jednak dziwnego: nawet najdziksze zwierzyny nie chcą być maltretowane. – Trener Magath chyba chciał zabić we mnie piłkarza. Na szczęście dało się stamtąd uciec – wspomina tamten czas nasz zawodnik.

Niewiele czasu zajęło mu przystosowanie się do nowego środowiska. Nowy „Niebieskopalczasty” szybko stał się kluczowym elementem holenderskiej układanki. To od niego zaczęto układać jedenastkę i to on walnie przyczynił się do pogromu nad Ajaksem Amsterdam 5:1.

I gdy wydawało się, że to początek pięknej historii z klauzuli zawartej w umowie skorzystał ponownie Wolfsburg. Zarząd „Wilków” wspierany milionami z Volkswagena postanowił zbudować drugą siłę w lidze, sprowadzając perspektywicznych zawodników. Duża konkurencja i niezrozumienie ze strony kolejnego szkoleniowca sprawiły, że Polak jeszcze przed zakończeniem letniego okienka był pewny, że na jesieni sobie nie pogra i już mógł szukać nowego pracodawcy. Niestety, na to nie starczyło czasu, a „Biało-czerwony” grał i grał… ale w rezerwach.

Klich jest dobry technicznie i kondycyjnie. Do tego jest nieźle zintegrowany z resztą zespołu. Niestety dla niego, ma pecha – mówił  dwa i pół roku temu Felix Magath. Wówczas miał na myśli konkurencję w postaci Diego i Kahlenberga. Duży wpływ na to wszystko miał przede wszystkim dobór szkoleniowców, którzy bali się zaryzykować i dać mu szansę. Gdy Klich trafiał do Holandii, szkoleniowcem Zwolle był Art Langeler. Z postawienia na naszego zawodnika nie narzekał. Podobnie było, gdy trenował w Bundeslidze. Jeśli dostawał więcej czasu, to zazwyczaj prezentował się dobrze.

Wilk z podkulonym ogonem wylądował w czwartej lidze, jednak budzi się z zimowego snu i jeszcze w tym okienku ma podpisać kontrakt z 1.FC Kaiserslautern. Nie Lech Poznań, nie PAOK Saloniki, a właśnie 2.Bundesliga skłoniła naszego zawodnika do pozostania za Odrą. Może i to nie te „Czerwone Diabły”, o których jest dużo głośniej w piłkarskim świecie, ale i te z zaplecza niemieckiej ekstraklasy mogą pomóc mu się wybić. Niestety, o grę będzie wyjątkowo trudno. O środek pola walczą na ten moment trzej zawodnicy: Kerem Demirbay, Alexander Ring i Ruben Jenssen. Przebić się będzie trudno.

Najważniejsza w przyrodzie jest równowaga. W Kaiserslautern pożegnał się z Jakubem Świerczokiem, który w klubie minął się z Arielem Borysiukiem. Ani jednemu, ani drugiemu drugiej ligi podbić się nie udało. Teraz czas na Mateusza Klicha. Oby chociaż jemu się tam powiodło…

Komentarze
Obserwator (gość) - 9 lat temu

Mateusz " Wiecznie Rezerwowy" Klich. Był w Holandii, dobrze mu się tam wiodło to powinien tam zostać, ale nie - kasa i chora ambicja podbicia Bundesligi sprawiała, że wrócił do "Wilków". W jednym z odcinków Cafe Futbol mówił, że jego problemem w Wolfsburgu za pierwszym razem był Magath - teraz "Kata" Felixa nie ma, a on nawet miał problemy żeby się na ławkę rezerwowych zmieścić. Według mnie albo on jest za słaby, aby grać w takich mocniejszych klubach, albo Bundesliga mu kompletnie nie pasuje. Jak zasili szeregi Kaiserslautern, to zweryfikuje się czy jest słaby czy mu liga nie podchodzi. Osobiście życzę mu jak najlepiej, bo naszej kadrze na pewno by się przydał. Pozdrawiam ;)

Odpowiedz
Mateusz Sobiecki (gość) - 9 lat temu

Wolfsburg skorzystał z klauzuli, którą miał w umowie. Mateusz nie miał nic do gadania jeśli dobrze kojarzę.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze