Bundesliga wraca na boiska. Pierwszy – Bayern, drugi…?


22 stycznia 2016 Bundesliga wraca na boiska. Pierwszy – Bayern, drugi…?

Herzlich willkommen, Bundesliga! – wykrzyknęli kibice w stronę niemieckiej ekstraklasy, którą znowu będą mogli śledzić. Co nas czeka w najbliższych miesiącach? Kto wywalczy sobie miejsce w reprezentacji na mistrzostwa Europy? Czy "Lewy" zdobędzie koronę króla strzelców? Kto spadnie? Kto zagra w Lidze Mistrzów? Ile osób, tyle pytań. Spróbowaliśmy odpowiedzieć na kilka z nich.


Udostępnij na Udostępnij na

Komu Liga Mistrzów…

Bayern Monachium zgarnie mistrzostwo Niemiec – w lepszym lub w gorszym stylu. Co do tego nikt nie ma prawa mieć żadnych wątpliwości. Na Allianz Arena musiałoby spaść siedem egipskich plag (tylko czy siedem wystarczy?), by chociaż powoli likwidować bawarski monopol w Bundeslidze. Podopieczni Pepa Guardioli spokojnie okupują fotel lidera i mogą myśleć o fazie grupowej Champions League w przyszłym sezonie. Jedna z czterech niewiadomych wyjaśniona. Co z pozostałymi trzema miejscami?

Do auta pędzącego na europejskie salony wsiada w żółto-czarnej koszulce Thomas Tuchel. Dortmundzka machina rozpędziła się po odejściu Juergena Kloppa, a zmiana trenera znakomicie wpłynęła na drużynę. Minimalnie zmieniona taktyka i przeniesienie Pierre-Emericka Aubameyanga na szpicę okazało się strzałem w dziesiątkę – BVB jest w tej chwili najskuteczniejszym zespołem ligi, jednak jeśli marzy o powtórce europejskiego sukcesu, musi zdecydowanie popracować nad obroną, która wciąż nie działa do końca tak, jak powinna.

Jeśli kawał dobrej roboty w wykonaniu „Kloppo” był genialny, to działania Schuberta w Borussii Moenchengladbach należałoby opisać słowami, które nie nadają się do publikacji na łamach naszego portalu. Trudno mówić o dołku formy ekipy Luciena Favre’a na początku tego sezonu – to był prawdziwy krach! Szwajcar doskonale wiedział, jak jego odejście zadziała na drużynę i nie mylił się. Andre Schubert podniósł „Źrebaki” nie tylko z kolan, ale sprawił, że znowu mogą trzymać wysoko głowę i bić się o Champions League, do której po latach wrócili w tym sezonie. Podobno nic dwa razy nie zdarza się przez przypadek. A to jest już kolejny sezon, gdy „Die Fohlen” prezentują się ze znakomitej strony i nie chodzi tu tylko o zwycięstwo z Bayernem.

Hertha Berlin wcisnęła się do samochodu na gapę. Stolica Niemiec dawno już nie gościła najlepszych drużyn ze Starego Kontynentu i jeżeli nikt nie będzie próbował zniweczyć ciężkiej pracy Pala Dardaia, Champions League rzeczywiście może z powrotem zawitać na Stadion Olimpijski. Wielka w tym zasługa Węgra i iworyjskiego napastnika Salomona Kalou, który odbudował się pod rządami Madziara. Swoje trzy grosze do sukcesu dorzuca również doskonale kojarzony przez fanów niemieckiego futbolu Vedad Ibisević. Czy mieszanka młodych wilków ze starymi wygami pozwoli wrócić na salony?

Na swoje miejsce czeka jeszcze kilka innych zespołów. Polowanie na LM rozpoczęły także Bayer Leverkusen, Schalke 04 Gelsenkirchen oraz VfL Wolfsburg. W szczególności ci ostatni są największym rozczarowaniem. Pompowani przez koncern Volkswagena mieli być alternatywą dla Bayernu Monachium i zastąpić na tym miejscu „słabnącą” Borussię Dortmund. W pogoni za zyskiem, a nie wynikami, stracili Kevina De Bruyne’a, na którym opierała się cała gra.

…a komu zaplecze?

Walka o utrzymanie powinna być w tym roku wyjątkowo zacięta – dużo bardziej niż o mistrzostwo kraju, co akurat nie jest zbyt dużą niespodzianką. Różnica między pierwszym Bayernem a drugą Borussią Dortmund wynosi osiem oczek. Dwunasty Augsburg i osiemnaste „Hoffe” dzieli jedynie sześć. W końcu spokojną wiosnę powinien mieć Hamburger SV, który odskoczył strefie spadkowej i po dwóch latach w końcu nie musi martwić się o swój los.

W najgorszej sytuacji znajdują się „Wieśniacy”, którzy ostatni raz poza strefą spadkową byli 4 października. Ekipa z Hoffenheim powoli wraca jednak do formy – na sześć ostatnich spotkań przegrali jedynie dwa, w pozostałych czterech zdobyli sześć punktów. Nadzieje rozbudziła w szczególności bardzo dobra gra pod koniec okresu przygotowawczego, skwitowana meczem ze Sturmem Graz (3:1).

Dużo trudniejszy czas czeka teraz kolegów Artura Sobiecha. Hannover 96 jest murowanym kandydatem do spadku, chyba że w niesamowity sposób „odpalą” Hugo Almeida i Adam Szalai. Dwaj napastnicy sprowadzeni do H96 mają być lekiem na problemy Schaafa z ofensywą…

Czy Polakom będzie w końcu szło lepiej?

Co to oznacza dla Artura Sobiecha? Polak powinien jak najszybciej zacząć szukać sobie nowej drużyny, bo to kolejny sygnał, że nasz snajper nie dostanie już zbyt wielu szans na grę w Bundeslidze w obecnych barwach. Były napastnik Polonii Warszawa grał dużo w tym sezonie, jednak nic z tego nie wynikło. No może poza trzema bramkami, które stanowią szóstą część dorobku strzeleckiego zespołu.

Nieciekawie maluje się także przyszłość Łukasza Piszczka i Sebastiana Boenischa. Lekiem na problemy tego drugiego miałoby być odejście z klubu – najpierw musi jednak wyleczyć swój uraz. Piszczek może czekać na kontuzję bądź gorszą dyspozycję Matthiasa Gintera, którego pozycja na prawej flance jest na ten moment niepodważalna – dwa gole i siedem asyst to wynik znakomity, a musimy też pamiętać o solidnej pracy w obronie.

Niestety niewiele osób pamięta o Łukaszu Załusce, który jest bramkarzem SV Darmstadt. 33-latek przywykł do roli rezerwowego i na ten moment jedyne, co w tym zmienił, to klub, w którym przesiaduje na ławce. Walkę o utrzymanie rozpoczyna jutro Przemysław Tytoń, który na ten moment jest pierwszym wyborem VfB Stuttgart. Tylko czy trener nie zmieni w końcu zdania i nie wybierze Mitchella Langeraka? Zdania wśród niemieckich kibiców są podzielone.

Aby poprawić sobie humory, możemy przypominać sobie, że pewny plac ma na ten moment Paweł Olkowski oraz Eugen Polański. Do tego na boiskach drugiej ligi szaleje Rafał Gikiewicz, który został uznany najlepszym bramkarzem zaplecza Bundesligi, oraz Jakub Kosecki, który w lecie ma zostać wykupiony przez Sandhausen. O swoje miejsce w składzie nie martwią się również Waldemar Sobota z Sankt Pauli i Kacper Przybyłko z Kaiserslautern. Dużo gorzej wygląda sytuacja jego kolegi, Mateusza Klicha, który sporadycznie pojawia się na boisku. Fatalnie jest również u Piotra Ćwielonga, który gra głównie w rezerwach.

Czy Król Robert odzyska koronę?

Bundesliga czeka na króla stzelców (fot. Uefa.com)
Niedawno grali razem w Borussii, dziś walczą o koronę króla strzelców Bundesligi (fot. Uefa.com)

Akurat o jego przyszłość bać się nie musimy. Robert Lewandowski walczy w tym sezonie o wszystkie nagrody indywidualne w Bundeslidze i na wszystkie ma spore szanse, jeśli tylko utrzyma swoją dyspozycję z rundy jesiennej. Czy uda mu się powtórzyć sukces sprzed dwóch lat, jakim było zdobycie korony króla strzelców rozgrywek? Wówczas wystarczyło 20 bramek, jednak w trwającej kampanii nie będzie już tak łatwo. Bez wątpienia przebije swój wynik z poprzedniego roku – 17 goli nie jest żadnym wyczynem, jeśli dzisiaj „Lewy” ma na koncie już 15 trafień.

Z olbrzymią dozą prawdopodobieństwa możemy zakładać, że kapitan reprezentacji Polski nie zwolni tempa i dalej będzie kaskadowo doprowadzał do wściekłości bramkarzy i fanów rywali. Czy w takim razie powinniśmy już dziś wróżyć mu ponowne przywdzianie korony? Otóż są dwa czynniki, które mogą „Lewego” tego trofeum pozbawić. Jeden nazywa się Pierre-Emerick Aubameyang, drugi zaś – Thomas Mueller. Pierwszy ma na koncie aż 18 trafień, drugi zaś 14 razy wpisał się na listę strzelców.

Cała trójka tworzy prawdziwy peleton, który z kolejki na kolejkę coraz bardziej oddala się od reszty stawki. Najpoważniejszym kandydatem do zgarnięcia tytułu najskuteczniejszego snajpera ligi jest dziś mimo wszystko Gabończyk, którego asem w talii jest fakt, że w Borussi nie musi dzielić się zdobyczą bramkową – on jest środkowym napastnikiem i on ma strzelać. Jeśli koledzy pomogą, to dobrze, jeśli nie – trudno. W Bayernie natomiast gole zdobywać chce każdy, a duet Lewandowski-Mueller na wiosnę poszerzy się o głodnego gry Arjena Robbena, z którym boiskowa współpraca wcale do łatwych nie należy… przynajmniej dla napastników.

Trzech muszkieterów stara się gonić „Chicharito”, jest jednak z góry na przegranej pozycji. Jego jedenaście bramek to świetny wynik, jednak po Meksykaninie nie możemy oczekiwać realnego pościgu za czołówką stawki. Jeżeli żaden z trójki Aubameyang, Mueller, Lewandowski nie odniesie dłuższej kontuzji, możemy być świadkami jednego z najbardziej pasjonujących wyścigów o tytuł króla strzelców Bundesligi w ostatnich latach. Trzymajmy kciuki za Polaka!

Bundesliga żegna Guardiolę – z tarczą czy na tarczy?

Jaki jest cel Bayernu w obecnym sezonie? Wygrana w Bundeslidze? Prawdziwe aspiracje bawarskiego potentata to wygrana na każdym froncie, a przede wszystkim w Lidze Mistrzów. Ośmiopunktowa przewaga nad BVB oraz niezwykle szeroki skład sprawiają, że tytuł na krajowym podwórku Guardiola mógłby wywalczyć, desygnując na każdy mecz rezerwową jedenastkę. Oczkiem w głowie włodarzy klubu jest upragniona wygrana w Europie, po którą przecież hiszpański szkoleniowiec przyjechał do Niemiec.

Jak wiemy, w maju Pep pożegna się z Bayernem, aby odejść do Premier League. Pytanie brzmi następująco: jakich trofeów w sezonie 2016/2017 będzie musiał bronić z zespołem Carlo Ancelotti? Najmocniejszymi ekipami na kontynencie wydają się być dzisiaj Barcelona, Real Madryt, PSG i właśnie zespół „Gwiazdy Południa”. Żadnej drużynie nie udało się dotychczas powtórzyć triumfu w Lidze Mistrzów, toteż na Barcelonie ciąży ogromna presja oczekiwań. Real dopiero poznaje Zinedine’a Zidane’a, PSG natomiast jest o tyle mocne, co niedoświadczone na pucharowej arenie. Czy kadra z Monachium wykorzysta szansę?

Guardiola doskonale wie, jak smakuje pocałunek ze srebrnym pucharem najcenniejszego klubowego trofeum w Europie. To jego trzeci sezon w Bawarii. Ma świetny, zrównoważony skład, który doskonale zna. Jesienią przegrał zaledwie trzy mecze (z Gladbach, Arsenalem oraz Wolfsburgiem w karnych), a piłkarze są wypoczęci po długiej przerwie zimowej. Jedyne, co pozostało Hiszpanowi, to na odchodne wykrzesać ze swoich podopiecznych maksimum ich możliwości i odejść w chwale. Katalończyk wie, że jeśli nie zwycięży w Lidze Mistrzów, po jego pobycie w klubie pozostanie pewien niesmak – zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie ostatni sezon Juppa Heynckesa.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze