Inni już nie cierpią – cierpi Atletico Madryt. Co dalej z drużyną Simeone?


O koszmarnym występie na Allianz Arena chcieliby jak najszybciej zapomnieć, ale i wcześniejsza forma w meczach ligowych Colchoneros pozostawia sporo do życzenia

22 października 2020 Inni już nie cierpią – cierpi Atletico Madryt. Co dalej z drużyną Simeone?
sempreinter.com

Jeszcze rok temu gdy rywale patrzyli w terminarz i widzieli nadchodzące spotkanie z Atletico Madryt wiedzieli, że szykuje się brudna robota. W której nie będzie miejsca na radość z gry w piłkę. I w zależności od umiejętności rywala albo dostosowanie się do tych warunków i stworzenie kibicom „piłkarskich szachów”, albo często bezskuteczna próba ostrzeliwania bramki Oblaka. Wczoraj Bayern Monachium totalnie obalił stwierdzenie, które przez ostatnie lata regularnie słyszeliśmy, „że z Atletico gra się ciężko”


Udostępnij na Udostępnij na

Już nie. Czy wczoraj piłkarze Hasniego Flicka nie czerpali przyjemności z gry? Czy cierpieli na boisku? Czy mieli jakiekolwiek problemy? To pytania tak bardzo tendencyjne, że bez zająknięcia odpowiedziałby każdy kto obejrzał choć 5 minut tego spotkania. Strzelić Atletico 4 bramki to kiedyś rzecz nie do pomyślenia. Nie było drugiej takiej drużyny w Hiszpanii czy też w Lidze Mistrzów, która bardziej zaniżały średnią goli na mecz niż oni. Czasami mogliśmy mieć wręcz wrażenie, że Diego Simeone woli zremisować 0:0 niż wygrać 5:4.

Zaczęło się wcześniej

Wczorajsza porażka była jednak dopiero pierwszą w sezonie. Ale patrząc na jej rozmiary i styl, nie powinna być traktowana jako wypadek przy pracy. To było zatracenie swojej tożsamości, której stracić nigdy nie możesz. A co gorsze, przesłanki, że jest źle były już wcześniej.

Wystarczy spojrzeć na poprzedni sezon Ligi Mistrzów, by wiedzieć, że problem jest głębszy. Wydawało się wówczas, że Atletico ma autostradę do finału, wylosowało lepszą część drabinki i ze wszystkich drużyn w tej połówce zdecydowanie największe doświadczenie. Jednak wyłożyło się już na pierwszym podejściu, w odpadnięciu z Lipskiem nie było cienia przypadku. To zespół Nagelsmanna był lepszy, a rozmiary zwycięstwa nie mówią wszystkiego.

Drugim sygnałem ostrzegawczym, że coś jest nie tak było miejsce w tabeli na koniec poprzednich rozgrywek. Do tego, że Atletico jest za Realem i Barceloną przywykliśmy. Ale, że wyprzedza ich jeszcze ktoś więcej już nie. I pal licho, że była to Sevilla która w tamtym czasie imponowała wszystkim.

Znaleźli się i tacy, którzy próbowali podważać słuszność powyższych teorii mówiąc, że na poprzednim sezon ze względu na pandemie należy patrzeć z dystansem. Jednak jeśli jesteś w formie to jaki wpływ ma na ciebie pandemia co najlepiej pokazuje przykład Bayernu. Grali świetnie przed nią i grają tak sam w trakcie. Więc ten argument jest tak bardzo nietrafiony jak strzały, które wczoraj oddawali piłkarze Atletico Madryt.

Wiele osób w Hiszpanii słabszą formę zespołu wiązało też z przeprowadzką na Wanda Metropolitano. Że ten obiekt jest zbyt ekstrawagancki i nie ma takiej atmosfery jak na Calderon. Inni poszli nawet dalej formułując tezę, że Atletico traci więcej niż inne kluby przez puste trybuny.

Przebudowa nie idzie

Największym zakłamaniem ostatnich tygodni był w wykonaniu Atletico mecz z Granadą. Imponujące rozbicie solidnego jak na hiszpańskie warunki zespołu w premierowym meczu Luisa Suareza stworzyło setki artykułów w Hiszpanii o nowym rozdziale pod wodzą Simeone.

Rewolucja, której dokonano na Wanda Metropolitana ubiegłego lata miała zbierać owoce właśnie w tym sezonie. Bo wiadomo, że gdy tracisz takich piłkarzy jak Juanfran, Griezmann, Godin czy Felipe Luis, to potrzebujesz czasu, by przystosować się do radzenia sobie bez nich.

Więc ostatni sezon był jak to w Polsce mówimy sezonem przejściowym. To miał być czas dany między innymi takim piłkarzom jak Felix, Llorente, Tripper, Lodi, by wejść spokojnie do nowego zespołu. I właśnie w tym sezonie pokazać pełnie swoich umiejętności, szczególnie mam na myśli Joao Felixa. Do klasy Portugalczyka nikogo przekonywać nie trzeba. Jednak wychowanek Benfiki w poprzednim sezonie uzbierał raptem 6 goli. W obecnych rozgrywkach taki wynik nie przejdzie.

Nowy rozdział w Atletico się otworzył ale na pewno nie zostanie on zapisany złotymi zgłoskami klubu. Po fenomenalnym meczu z Granadą przyszły dwa totalnie bezbarwne mecze, których nie sposób było oglądać z Huescą i Villarealem. Tym razem cierpieli wszyscy ale nie przyniosło to żadnego zysku nikomu. A przecież to było zawsze główne motto Simeone „Cierpieć dla korzyści”.

Pewnie za moment pojawią się głosy co z Simeone. Argentyńczyk pracuje w Madrycie już 9 lat i nieraz pojawiały się głosy, że być może czas na zmianę. Ostanie trzy sezony kończyły się w Lidze Mistrzów klapą. Do tego największą stratą wydaje się być odejście wieloletniego asystenta Simeone, czyli Germana Burgosa. Człowiek, który miał kolosalny wpływ na szatnie, treningi i codzienną pracę w drużynie nie jest łatwy do zastąpienia. Ze względu na specyficzny outfit nie było osoby, która by go nie kojarzyła.

***

Przed Simeone największe wyzwanie w dotychczasowej karierze, choć tych nigdy mu nie brakowało. Znów musi on ułożyć drużynę na nowo, wkomponować w nią Luisa Suareza, by grał jak za najlepszych czasów w Liverpoolu czy Barcelonie. Jednak na razie przede wszystkim musi poprawić wyniki, bo póki co, jeśli ktoś cierpi, to cierpią kibice Rojiblancos, a nie o to w tym planie chodziło.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze