Arsenal znowu czwarty? Chcielibyście!


Pierwsza czwórka dla Arsenalu wydaje się być marzeniem. I to takim, które spełnić się może jedynie dzięki cudowi

21 stycznia 2018 Arsenal znowu czwarty? Chcielibyście!
Wikimedia. Commons

Wszyscy znamy memy, filmiki, śmieszki i wszystko, co zabawne i związane z czwartym miejscem „Kanonierów”. Pytanie tylko, czy kibice Arsenalu powinni się z tego powodu złościć, czy raczej pomyśleć sobie „kiedyś to były czasy...”


Udostępnij na Udostępnij na

Tottenham, Liverpool, Manchester City, Manchester United, Chelsea – co łączy te ekipy? Fakt, że są co najmniej jeden stopień wyżej w hierarchii angielskiej piłki nożnej od Arsenalu.

Może tym razem?

Odejście Wengera po poprzednim sezonie mogłoby zamordować piłkę nożną na The Emirates Stadium. Kibice sobie teraz pomyślą – co zabić? Coś, co już praktycznie nie żyje, ale momentami się pojawia i nawet potrafi zachwycić. Arsenal umie grać w piłkę i czasami to pokazuje. Dlaczego czasami? Nie wiem, choć się domyślam.

Nie zdobędziesz trofeów bez mentalności zwycięzcy. A niestety wśród „Kanonierów” taki gen posiada może trzech zawodników. A najgorsze jest to, że nie posiada go główny dowodzący tą grupą: Arsene Wenger.

W poprzednim roku wydawać się mogło, że brak TOP4 to przypadek, że wszystko wróci do normy. Niestety nie wraca. Arsenal jest mierny, jego francuski menedżer już się nawet nie przejmuje porażkami. Zresztą zwycięstwa go nie cieszą, wygląda, jakby siedział na tej ławce z przymusu.

Panie Wenger, może to już czas?

Co z tymi transferami?

Alex Lacazette miał zapewnić skuteczność i stabilność w ataku. Co prawda, zdobył już kilka bramek, ale czy gra na miarę swoich, jak mogło się wydawać, wielkich możliwości? Nie. Owszem, wpasował się w kombinacyjny styl gry, potrafi „poklepać”, ale nie strzela tyle, ile powinien.

Okazało się, że to nie on stał się najlepszym „nowym” zawodnikiem w klubie. Piszę „nowym”, bo najlepszy wśród piłkarzy, którzy pojawili się przed tym sezonem, jest Jack Wilshere.

Młody Anglik uporał się trochę ze swoimi kontuzjami i pokazuje wielką klasę. Walczy za cały środek pola, w niektórych momentach wydaje się, jakby był w kilku miejscach naraz. Ale niestety to za mało, żeby walczyć ze swoim klubem o trofea.

Do Arsenalu przyszedł również czołg z Schalke – Sead Kolasinac. Początek sezonu miał wręcz fenomenalny, mówiło się o nim jako o topowym lewym wahadłowym w Premier League. Nie wiedzieć czemu, sytuacja mocno się zmieniła. Bośniak przesiaduje na ławce, gra za niego największy wygrany Ligi Europy wśród „Kanonierow” – Maitland-Niles.

A może Liga Europy?

Jedynym ratunkiem dla Arsenalu w tym sezonie jest wygranie europejskiego trofeum pocieszenia. To ostatnia droga do Ligi Mistrzów dla Wengera i jego chłopców.

Nie będzie łatwo, wszak z piłkarskiej elity spadły drużyny Napoli czy Atletico, ale oni nie mają takiego ciśnienia na wygranie tego trofeum – awans do Ligi Mistrzów wywalczą raczej przez wysokie miejsca w swoich ligach.

To powinien być aktualnie największy piorytet Arsenalu na równi z pozbyciem się za rozsądną cenę Alexisa Sancheza.

Alexisa, który w tym klubie nie chce grać już od roku i wszyscy się z nim męczą. Na szczęście pojawiła się oferta, w której skład ma wejść Henrikh Mkhitaryan i jakieś tam pieniądze. Jako kibic „Kanonierów” bardzo liczę na to, że ta transakcja dojdzie do skutku.

Reasumując, Arsenal w pierwszej czwórce sezonu nie skończy. Nie ma takiej możliwości, jest zbyt nierówny i zbyt słaby. Jedyna nadzieja – Liga Europy. Nadzieje kibiców? Odejście Wengera po tym sezonie.

Parafrazując tekst Taco Hemingwaya, Liga pyta, czy chcę być czwarty – odpowiadam: bardzo proszę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze