Arsenal strzela w doliczonym czasie i wygrywa mecz na szczycie!


14 lutego 2016 Arsenal strzela w doliczonym czasie i wygrywa mecz na szczycie!

Za nami hitowe spotkanie trzeciej z pierwszą drużyną Premier League. Arsenal wygrał po golu Danny'ego Welbecka w ostatniej minucie spotkania. Wcześniej bramki zdobyli Jamie Vardy dla Leicester i Theo Walcott dla "Kanonierów". Mimo porażki Leicester pozostaje liderem Premiership.


Udostępnij na Udostępnij na

Leicester podchodził do tego spotkania jako lider. Pozycja ta już nikogo nie dziwi. Jeszcze dwa miesiące temu wszyscy byli pewni, że „Lisy” w końcu się potkną i ta niesamowita i zaskakująca historia dobiegnie końca. Vardy i spółka nie chcą się jednak budzić z tego pięknego snu i wciąż walczą o mistrzostwo Anglii. Ten tytuł dla Leicester jest coraz bardziej prawdopodobny. I nikogo on już nie będzie dziwił.  Leicester przegrał w tym sezonie tylko dwa razy. W Boxing Day z Liverpoolem i pod koniec września z Arsenalem właśnie. Spotkanie z Arsenalem miało być ostatnim zakrętem na drodze do mistrzostwa. W ciągu miesiąca Leicester mierzyło się ze wszystkimi drużynami z TOP4. Z Tottenhamem i City podopieczni Ranieriego wygrali.

Jeszcze na początku stycznia „Kanonierzy” byli liderem Premier League. To oni mieli zdetronizować Leicester i w końcu, po wielu latach sięgnąć po tytuł. Wtedy jednak złapała ich zadyszka. Spośród ostatnich pięciu spotkań podopieczni Wengera wygrali tylko to ostatnie, z Bournemouth Artura Boruca. Ta słaba ostatnio dyspozycja poskutkowała spadkiem na przeklęte czwarte miejsce. Co gorsza Arsenal został wyprzedzony w tabeli przez odwiecznego rywala – Tottenham. Po ostatniej kolejce i zwycięstwie nad „Wisienkami” oraz wygranej Leicester z Manchesterem City „Kanonierzy” awansowali ostatecznie na trzecie miejsce i to właśnie z tej pozycji podchodzili do dzisiejszego hitu.

Spotkanie bardzo dobrze rozpoczęła drużyna gospodarzy. Arsenal przeważał, rozgrywał piłkę, atakował i stwarzał sobie sytuacje. Można wręcz powiedzieć, że byliśmy świadkami małej nawałnicy na bramkę Schmeihela. Taki obrót spraw nie powinien jednak nikogo dziwić. Leicester z drużynami z czołówki gra przyczajony, broni się i czeka na dogodną sytuację do wyprowadzenia ataku. Tak było w meczach z City,  Tottenhamem, Liverpoolem. I tak było dziś przeciwko Arsenalowi.

Jednak z biegiem czasu Leicester przestało się tylko bronić i samo przeszło do ataku. Mecz się otworzył. Akcja przenosiła się co chwilę z jednej na drugą połowę. Swój wpływ na to miała ogromna ilość strat i przechwytów. Jeśli porównać sposób rozgrywania tych akcji, to trzeba przyznać, że piłkarze Ranieriego byli szybsi. Często rozgrywali oni piłkę na jeden, dwa kontakty, co sprawiało problemy obrońcom „Kanonierów”.

Gdy wydawało się, że gol dla „Lisów” jest kwestią czasu, do głosu znów doszli gospodarze. W 31. minucie gola zdobył Olivier Giroud, sędzia jednak tej bramki nie uznał, gdyż jak się okazało, Francuz był na spalonym. To obudziło nadzieję w „Kanonierach”. „Lisy” znów okopały się przed swoim polem karnym i czekały na kontrataki. Po jednym z nich, w 44. minucie, Jamie Vardy został sfaulowany, przynajmniej zdaniem sędziego, w polu karnym przez Nacho Monreala. Arbiter wskazał na wapno. Do piłki podszedł sam poszkodowany i pewnym strzałem w prawy róg pokonał Petra Cecha. To 19. gol Anglika w tym sezonie. Decyzja Martina Atkinsona była dyskusyjna. Niemniej jednak lider Premier League schodził do szatni, prowadząc 1:0.

Pierwsze minuty po przerwie były analogiczne do początku spotkania. Znów mocniej przycisnął Arsenal, raz po raz stwarzając zagrożenie w polu karnym Kaspra Schmeihela. Piłkarze Leicester częściej musieli uciekać się do faulowania rywali. I po 10 minutach gry „Lisy” grały w dziesiątkę. W ciągu pięciu minut dwie żółte kartki obejrzał prawy obrońca Leicester Danny Simpson. Ranieri musiał ratować sytuację i ściągnął Mahreza. Algierczyka na boisku zastąpił Marcin Wasilewski.

W związku z takim obrotem spraw nie mogło być inaczej, Leicester cofnęło się w okolice pola karnego i czekał na to, co zrobi Arsenal. Wybijać „Kanonierów” z rytmu i czekać na jedną jedyną sytuację – taki był plan na ostatnie 25 minut meczu. Arsenal z kolei próbował zburzyć mur, nawet jeśli oznaczałoby to walenie w niego głową. I tak to wyglądało do 70. minuty. Wtedy to piłkę w pole karne zagrał Hector Bellerin, Olivier Giroud zgrał ją do Theo Walcotta, a ten pokonał duńskiego bramkarza „Lisów”. Co ciekawe, był to pierwszy celny strzał Arsenalu w tym spotkaniu. 1:1. 20 minut do końca. Emocje gwarantowane.

Wściekle atakowali „Kanonierzy”. Wciąż jednak mieli oni problemy z celnością swoich strzałów. Czas uciekał, a na tablicy wyników wciąż widniał remis. Nieudolny był Arsenal w konstruowaniu swoich ataków. Nie mieli pomysłu podopieczni Wengera na sforsowanie godnej pochwały obrony Leicester. W 82. minucie po dziesięciomiesięcznej przerwie na boisku pojawił się napastnik Arsenalu Danny Welbeck. W doliczonym czasie gry Marcin Wasilewski faulował jednego z „Kanonierów”. Do rzutu wolnego podszedł Mesut Oezil i zagrał precyzyjną piłkę w pole karne. Tam znalazł się Welbeck i ku ogromnej radości kibiców zgromadzonych na Emirates Stadium wyprowadził Arsenal na prowadzenie. Coś, co nie udawało się „Kanonierom” przez długi czas, udało się w doliczonym czasie gry. Chwilę później sędzia zakończył mecz, a trzy punkty zostały na Emirates.

Na pewno na pochwałę zasługuje Leicester, a szczególnie ich gra obronna. Mimo gry w osłabieniu przez długi czas udawało im się rozbijać ataki Arsenalu. Wcześniej, gdy obie drużyny grały po jedenastu, „Lisy” grały jak równy z równym, nie odstępując „Kanonierów” na krok. Arsenal trzeba pochwalić za determinację i walkę do końca. Trudno było sforsować obronę „Lisów”, wydawało się to nawet niemożliwe. Mimo to „Kanonierzy” wciąż walczyli, może momentami nieudolnie, ale jednak. Spotkanie to może mieć ogromny wpływ na psychikę piłkarzy Wengera. Udowodnili oni, że nie są już chłopcami, którzy nie dojrzeli jeszcze do wygrywania. Pokazali, że są facetami, którzy są gotowi walczyć o zwycięstwo do ostatniego tchu. Arsenal wraca do walki o mistrzostwo i zrobi wszystko, by je zdobyć.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze