Don’t cry for me Argentina


Kryzys argentyńskiej piłki nożnej

22 czerwca 2018 Don’t cry for me Argentina

W kwalifikacjach do rosyjskiego mundialu „Albicelestes” zajęli trzecie miejsce, nie zachwycając jednak swoją grą. Obecnie wydawać się może, że eliminacje w strefie CONMEBOL były złą wróżbą zbliżającej się katastrofy, która jest odzwierciedleniem obecnego stanu argentyńskiej piłki. 


Udostępnij na Udostępnij na

Niełatwo jest wytłumaczyć to, że drużyna składająca się z jednych z najlepszych i najbardziej cenionych na świecie zawodników nie jest w stanie zaprezentować dobrej czy choćby nawet akceptowalnej przez swoich kibiców gry. Cała kadra Argentyny warta jest około 550 milionów dolarów, ale jeszcze podczas eliminacji MŚ wielu zastanawiało się, czy we właściwym turnieju uda im się wystąpić – choć kto wie, czy gdyby się nie udało to nie byłoby lepiej.

(Nie)udane eliminacje

Prawo startu w rozgrywanym właśnie mistrzowskim turnieju Argentyna wywalczyła w ostatnim meczu eliminacyjnym z Ekwadorem, rozgrywanym 10 października 2017 roku. Przez całe kwalifikacje nie było jednak różowo, a Argentyńczycy borykali się z różnymi problemami.

Pierwsze trzy spotkania o prawo gry na mundialu – kompromitująca porażka u siebie i dwa remisy – nie wlały nadziei i wiary na poprawę reprezentacyjnej sytuacji w serca kibiców z Buenos Aires i okolic. Później nie było też o wiele lepiej i po kilku lepszych meczach nadeszła między innymi porażka z Boliwią.

Kiepska forma doprowadziła do rotacji na stanowisku selekcjonera. Najpierw Gerardo Martino zastąpiony został przez Edgaro Bauze, a ostatecznie na trenerskim stołku wylądował Jorge Sampaoli i to z nim w roli szkoleniowca kończono eliminacje.

Walka o lokaty dające wyjazd do Rosji była bardzo zacięta, a „Albicelestes” wygrali ją w ostatnim meczu tylko dzięki przebłyskowi geniuszu Messiego, który zdobył wtedy trzy bramki.

Trzecie miejsce w południowoamerykańskiej grupie i awans zamazują trochę kiepski obraz i słabą grę, jaka cechowała Argentynczykow. Nie bronią ich również liczby. W 18 spotkaniach zdobyli tylko 19 goli, tracąc przy tym 16 – siedem trafień zanotował sam zawodnik wychowany w Barcelonie.

Messi – argentyńska zagadka

Uznawany za najlepszego – obok Cristiano Ronaldo – piłkarza na naszym globie Leo Messi w kadrze nie jest tym samym Messim, którego mamy przyjemność oglądać w Barcelonie. Kiedy zakłada błękitno-białą koszulkę meczową, zmienia się nie do poznania. Podobnie rzecz ma się ze strzelającymi w Europie jak na zawołanie Aguero, Higuainem i Dybałą, w reprezentacji przypominającymi własne cienie.

Nikt w tej drużynie nie chce (nie umie, boi się, liczy na Messiego, nie chce mu się, bo po co) wziąć odpowiedzialności za grę na własne barki, czego najlepszym przykładem jest błazenada, która uwidoczniła się najefektowniej w drugim meczu grupowym przeciwko Chorwacji.

Kapitan nie zasługuje w tym miejscu na osobny akapit, bo od zawodnika tej klasy trzeba po prostu wymagać więcej. Messi wygląda czasem na zagubionego i zatroskanego, nie potrafi pokazać swoich największych atutów, które prezentuje w La Liga. Naturalnie oglądając popisy jego kolegów z reprezentacji, można dojść do wniosku, że zawodnik FC Barcelona nie ma z kim grać, ale analogiczna sytuacja jest także w kadrze Portugalii, jednak tam Ronaldo zawsze znajdzie sposób na odwrócenie losów spotkań, a nawet wygrywanie turniejów. Tutaj… z pustego nie nalałby nawet sam Salomon. W obronie „La Pulgita” dodać należy, że to właśnie na nim skupiają się największa presja i oczekiwania, co może go blokować.

Myślę, że turniejem tym Messi udowodnił wszystkim, że nigdy nie był i nie będzie liderem z prawdziwego zdarzenia. Jako trybik, element główny do odniesienia sukcesu jest wręcz nieoceniony. Lecz gdy przekazujesz mu część wpływu na nią i budowy wokół niego, to zderzamy się z brutalną rzeczywistością. Jego pomysły może i były dobre dla niego samego, ale nie dla drużyny. Rozbita na mniejsze lub większe grupy nie stanowiła jedności i myślę, że gest gładzenia czoła podczas hymnu z Chorwacją był subtelnym, ale dość czytelnym sygnałem – to się nie uda. I wbrew pozorom nie winiłbym za to wszystko Leo – mówi nam redaktor „Ole Magazynu”, Michał Borowy.

Chorwackie trzęsienie ziemi

Już pierwszy mecz z Islandią pokazał, że eliminacyjne demony nadal tkwią w drużynie Sampaolego, a sam trener nie za bardzo wie, co robi w miejscu, w którym postawił go los.

Druga kolejka grupowa to już, najdelikatniej mówiąc, kompromitacja, choć bardzo dobry mecz rozegrali Chorwaci. ZERO jakiegokolwiek pomysłu na grę, brak zaangażowania… fanom w Argentynie przybyło zapewne na głowach sporo siwizny, a ci bardziej wrażliwi lądowali pewnie na szpitalnych oddziałach.

„Nie pamiętam takiego występu. Drużyna wygląda biednie. Była przewidywalna i niczego nie stworzyła”. – Pablo Zabaleta dla BBC.

No cóż. Nie zawsze da się wygrywać, ale styl prezentowany w ostatnim czasie przez „Albicelestes” nijak ma się do tego, do czego przyzwyczaili swoich sympatyków na całym świecie przed laty.

Sromotną klęskę z Modriciem i spółką ładnie podsumował Alain Shearer, który stwierdził, że Argentyna nie miała planu i była kompletnym bałaganem. Trzy do zera to i tak łagodna kara, jaką wymierzyli jej gracze z kraju Sukera. Jak wygląda obecna kadra Sampaolego? Słabość poszczególnych graczy, słabe przygotowanie, brak równowagi taktycznej – Messi i długo, długo nic. Obraz nędzy i rozpaczy.

Największą bolączką 44-milionowej Argentyny jest brak kreatywnych pomocników w stylu Redondo lub Riquelme i powoduje to, że w grze Albicelestes powstaje ogromna dziura między obroną a atakiem. A dodatkowo Sampoli, niczym w akcie harakiri, sam pozbawił się talentu w pomocy. Zamiast dać szansę młodym jak Paredes i Lo Celso lub wyraźniej postawić na tego z największym talentem – Banegi – dwa pierwsze mecze na mundialu zagrał z występującym w Chinach Mascherano, bardzo wolnym Biglią i jeszcze do niedawna wczasowiczem, Enzo Perezem… Do tego trzeba dodać niefortunną decyzję postawienia w bramce na Caballero zamiast Armaniego z River Plate. Willy koszmarne błędy miał już w towarzyskich spotkaniach z Hiszpanią i Włochami. Z Islandią i Chorwacją tylko je potwierdził – tak problemy Argentyny charakteryzuje Rafał Lebiedziński, były delegat La Liga w Polsce, którego obecnie można spotkać na futblogger.com

Brak autorytetu i trener z przypadku

Jedną z największych i najbardziej rzucających się w oczy bolączek reprezentacji jest fundamentalny brak autorytetu. Wielu zarzuca władzom piłkarskiej federacji z Buenos Aires, że źle dobierają trenerów, nie kierując się ich umiejętnościami i kompetencjami, lecz tylko aktualną dostępnością na rynku.

W ten obraz wpisuje się rownież obecny selekcjoner, Jorge Sampaoli, który oprócz złości i frustracji nie jest w stanie wydobyć niczego więcej z prowadzonych przez siebie piłkarzy.

Największym błędem Sampaolego był ewidentnie brak znalezienia ustabilizowanego, powtarzalnego systemu taktycznego oraz składu personalnego. Takiego, w którym umiejętności Leo Messiego byłyby najlepiej wykorzystane. W ponad rok i w sumie 13 meczów, od kiedy Sampaoli usiadł na ławce Argentyny, było tak wiele chaosu taktycznego, nowych, często anonimowych dla nas nazwisk, było tak wielkie zamieszanie, że kiedy przyszedł najważniejszy mecz kadencji z Chorwacją na mundialu – wszystko runęło jak domek z kart. Dziś kadra Sampaolego w niczym nie przypomina poprzednich jego drużyn – reprezentacji Chile czy Sevilli. Drużyn z wyraźnym znakiem towarowym, z powtarzalnym trenerskim ADN: agresywnym, wysokim pressingiem, wymianą pozycji w ataku, ultraofensywnymi wahadłowymi oraz skracaniem pola gry, żeby jak najszybciej przejąć piłkę i dynamicznie zadać rywalowi cios. Argentyna gra dziś coś zupełnie przeciwstawnego – wolna cyrkulacja piłki, bezproduktywne posiadanie, brak inwencji i rytmu w drugiej linii i co za tym idzie, brak jakiegokolwiek planu A, B lub C w ataku. Eliminacje wygrał Sampaolemu rzutem na taśmę Messi, ale żadne wnioski nie zostały wyciągnięte. Argentyna przyjechała do Rosji bez żelaznego systemu (3–4–3 lub 4–4–3) i bez żelaznego składu. Dodatkowo Sampaoli, moim zdaniem, popełnił błąd w zarządzaniu grupą, wielokrotnie publicznie wynosząc na piedestał Messiego jako zbawcę, umniejszając przy tym wkład pozostałych kadrowiczów. Na drugi plan odsunął Dybalę, na bocznym torze zostawił Icardiego. Tak jakby cały plan Sampaolego polegał na oddaniu batuty i piłki Leo. Jakby cały sukces był uzależniony od jego dobrego dnia, weny i skuteczności. Na brak formy Messiego (bardziej mentalnej niż fizycznej) – jak dzieje się to w Rosji – nie było przygotowanej żadnej alternatywy – dodaje o pracy trenera Rafał Lebiedziński. 

W 2017 roku, kiedy Sampaoli obejmował kadrę, nie wszystko wskazywało na blamaż, którego świadkami jesteśmy obecnie. Media ogłaszały powrót syna marnotrawnego, licząc na podobne wyniki, jakie wracający do ojczyzny Jorge osiągał z reprezentacją Chile. Niestety były to czcze mrzonki, bo teraźniejsza sytuacja jest tragiczna.

Okazało się, że wybór tego człowieka na tak wymagającą posadę nie był dobry. Zero posłuchu u zawodników, brak ich uwagi i niechęć do współpracy z trenerem. Krajobraz po bitwie i otwarty konflikt po drugim meczu na turnieju.

– Za obecną sytuacje winiłbym właśnie selekcjonera i władze AFA, które mu na to pozwoliły. Sampaoli zawiódł mnie podwójne. Raz, bo przystał na taką rzeczywistość. Dwa, że sam wykładał się w tak kluczowych sprawach jak taktyka i rozmowy z samymi graczami. Ale czy i tu należy się dziwić piłkarzom, kiedy ich trener–szef wysyłał im sprzeczne sygnały? Najpierw mówiąc dzisiaj jedno, jutro drugie a pojutrze trzecie. Bałagan przypominający stajnię Augiasza sprzątać może jedynie szczera wola współpracy wszystkich zwaśnionych stron. Bo konflikty są i będą wszędzie. Lecz kluczem do ich rozwiązania jest wskazanie wspólnego celu. Tego nie udało się zrobić także i poprzednikom, którzy na miejscu „Sampy” ten fakt po prostu zaakceptowali. Przykro się patrzy, jak kolejna złota generacja zakończyła swój żywot sromotną klęską. I wicemistrzostwo sprzed czterech lat będzie jedynie chwilowym i krótkotrwałym wspomnieniem o tym, że było tak blisko – wtóruje Michał Borowy.

Ryba psuje się od głowy

Klęska, jaka obecnie jest udziałem najważniejszej drużyny w Argentynie, niekoniecznie musi być dziełem przypadku, ale początku upadku należy upatrywać znacznie wcześniej.

Wszyscy dobrze pamiętają kryzys finansowy, który ogarnął ten kraj jakiś czas temu. Dotknął oczywiście również futbolu, który z problemow nie może wyjść do dzisiaj.

W marcu tego roku strajkowała liga. Powód? Zaległości finansowe. Strajk objął graczy prawie 200 klubów piłkarskich, zawieszono mecze, a gracze gotowi byli walczyć o swoje do końca. Nie wytrzymali po tym, gdy światło dzienne ujrzała afera korupcyjna z udziałem działaczy federacji zamieszanych w skandal łapówkarski związany z prawami telewizyjnymi.

Argentyńska piłka boryka się z wewnętrznymi zawirowaniami, a ich konsekwencją jest również to, co prezentuje drużyna narodowa.

Od lat mówi się o kryzysie w argentyńskiej federacji. O chronicznych skandalach korupcyjnych, władzy radykalnych kibiców zrzeszonych w Barras Bravas i problemach organizacyjnych w rodzimej lidze. Bajzel czy anarchia – jak to mówi Simeone – panuje w AFA od lat i przekłada się na reprezentację. Udało się awansować do finałów mundiali w Brazylii i Copa America, ale Argentyna ani nie ma zaufanego selekcjonera, ani trwałego projektu sportowego. Zbyt wiele dzieje się z przypadku, zbyt wiele było zawierzone łaskawości talentu Leo. Nawet jeśli to miał być jego mundial, jego ostatnia szansa na przepisanie mitu Maradony – mówi na zakończenie Lebiedziński. 

***

Dokąd zmierzasz, Argentyno?!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze