Abstrahując od wyników oczywiście. Mowa o samej grze, jakości występów. Jak będzie w 1/8 finału? Od 1966 roku Anglia wygrała tylko siedem spotkań w fazie pucharowej mistrzostw świata i Europy. Ostatnie miało miejsce w 2006 roku, gdy dzięki bramce Davida Beckhama z rzutu wolnego udało się pokonać Ekwador. Dziś to jednak nie wymówka – Islandia musi zostać ograna, jeśli „Synowie Albionu” nie chcą się znowu skompromitować przed całym światem.
Tak naprawdę ocenienie dotychczasowych występów Anglii to istna łamigłówka. Nie strzelili za wielu goli, bo zaledwie trzy, wygrali tylko jeden mecz, dwa zremisowali, a w swojej grupie skończyli na 2. miejscu, za Walią. Prztyczek w nos od sąsiadów z Cardiff. I to mimo faktu, że grupie, do której trafili, daleko było do najmocniejszych.
Czy Anglia rzeczywiście nie ma pomysłu na grę?
Dużo było narzekań na Hodgsona. O wybory personalne, złe zdaniem wielu wyjściowe ustawienie na mecz z Walią, dokonanie zbyt dużej liczby zmian przed potyczką ze Słowacją, faworyzowanie będącego w słabej formie Sterlinga. Wiele było słusznych. Potwierdził to nijako sam selekcjoner, dokonując w przerwie wyspiarskich derbów dwóch zmian, czy nie wystawiając skrzydłowego Manchesteru City w trzecim meczu grupowym.
Ale były też inne narzekania – że Anglia gra nudno. Że nie ma pomysłu na przełamanie obrony rywala. Zarzuty, zdaniem autora niniejszego tekstu, niesłuszne, a to czemu, postaramy się udowodnić poniżej.
Pierwszym istotnym aspektem jest to, że w każdym z trzech meczów Wyspiarze zmagali się z zespołami, które swoje szyki obronne ustawiały bardzo głęboko, broniąc się i czekając na okazję do kontrataku. I widać było, że to sprawiało spore trudności kadrze „Trzech Lwów”. Podobny scenariusz będzie mieć starcie w fazie pucharowej z Islandią. Przecież sensacyjny uczestnik tego etapu miał dotąd średnie posiadanie piłki na poziomie 34% – podobny procent posiadania co wszyscy dotychczasowi oponenci Rooneya i spółki.
Widać było, że rozgrywanie ataku pozycyjnego z tak nisko ustawionym przeciwnikiem nie przychodzi z łatwością i raczej nie jest naturalnym stylem gry tej kadry. Niby widać to po liczbie strzelonych goli w meczach grupowych (3), ale to myląca statystyka. Tak naprawdę Anglia wykreowała sporo sytuacji, oddawała wiele (lepszych i gorszych) strzałów. Mimo to nie wygrywała, a jeśli już, to rzutem na taśmę.
Problemem była skuteczność. Jak widać powyżej, nikt nie zagrywał więcej kluczowych podań, stwarzających okazję, oprócz reprezentacji Niemiec. Tylko Portugalia oddała więcej strzałów, a jeśli idzie o uderzenia z pola bramkowego, to nikt nie prześcignął w tej kategorii kadry Hodgsona. Pora też zerwać z łatką „kick and rush”, bo Anglia nie gra już długimi piłkami (w zasadzie od dłuższego czasu) – tylko Hiszpanie rzadziej zagrywali lagi na tym turnieju (średnio 45 razy na mecz w wykonaniu „La Furia Roja” w porównaniu z 48 „Trzech Lwów”), co pewnie część z was zaskoczy.
Paradoksy
Paradoksalnie najlepszymi meczami w wykonaniu Anglików były te zremisowane (z Rosją i Słowacją), a najgorszym dotąd ten wygrany, z Walią. Wtedy udało się strzelić dwie bramki, w tym drugą w ostatniej minucie meczu, ale ataki pozycyjne wychodziły o wiele gorzej, piłka chodziła wolniej, niż powinna była pod bramką Hennesseya, brakowało też elementu zaskoczenia, nieszablonowości. Rzeczy, których nie powinno tak naprawdę brakować w, bądź co bądź, najmłodszej kadrze na europejskim czempionacie.
Dużym plusem jest elastyczna pomoc. Bardzo ofensywnie grający boczni obrońcy dają pomocnikom komfort zmieniania pozycji, schodzenia do środka i bycia elastycznym, jeśli chodzi o swoje ustawienie na boisku, gdy są w fazie ataku. Szczególnie dobrze spisał się Kyle Walker, a jego zmiennik, Nathaniel Clyne, ze Słowacją zagrał paradoksalnie jeszcze lepiej od niego.
Prawdopodobnie najlepszy turniej od Euro 2004 rozgrywa Wayne Rooney. W końcu nie zawodzi, jest liderem. Przyzwyczaił się do roli środkowego pomocnika i obok Diera, Lallany i dwóch prawych obrońców jest pewnie największym pozytywem personalnym. Imponuje zwłaszcza charakterystycznymi, długimi przerzutami zagrywanymi na skrzydło, które pomagają w szybkiej zmianie miejsca ataku.
Paradoksem jest też to, że wspomniany wyżej problem ze skutecznością wynikł w momencie, gdy Hodgson na Euro zabrał: najlepszego strzelca w historii całej kadry, króla strzelców Premier League, jak i najlepszego snajpera mistrza Anglii. Dowód na ich nieskuteczność?
Oczekiwane gole
Grafika przedstawia tak zwane oczekiwane gole. Pokazano wszystkie okazje Anglii i jej przeciwników. Na różowo te wykorzystane. Im większy kwadrat, tym lepsza okazja. Oczekiwane gole zdobyte? 5. Faktycznie zdobyte? 3. (źr. Twitter – Michael Caley)
Grafika wyżej dobrze przedstawia dominację, jaką mieli Anglicy. Z tym że, jak już stwierdziliśmy, nie wykorzystywali jej. Ci bardziej kibicujący tej kadrze będą mieli w pamięci zmarnowane „setki” w wykonaniu: Sterlinga, Sturridge’a, Vardy’ego czy wybijany z linii strzał Dele Alliego.
Mimo obaw przedturniejowych nieźle sprawuje się obrona. Stoperzy Cahill i Smalling zmagali się co prawda z różnymi problemami, gdy mieli piłkę przy nodze, ale w samym fachu bronienia własnej bramki nie popełniali większych błędów. Dobrze zabezpieczał ich też Eric Dier, grający na pozycji defensywnego pomocnika. Tylko też pamiętajmy, z jakimi rywalami się mierzyli. Gdy w marcowych meczach towarzyskich Wyspiarze starli się z Niemcami i Holandią, stracili w dwóch spotkaniach cztery bramki.
Ale czy w ogólnym rozrachunku Anglia bardzo odstaje pozostałym drużynom celującym w wygranie Euro? Raczej nie. Głównie dlatego, że każda ma swoje problemy i nie można jeszcze wskazać murowanego faworyta. Na pewno sama jakość gry jest lepsza niż na wielu poprzednich turniejach – czy to wybierzemy Euro 2012, czy mistrzostwa świata w 2010, czy też Euro 2008. A nie, chwila…
Jak z Islandią?
Wiadomo, grają nieźle, ale zawodzi wykończenie, brakuje też trochę szczęścia. Bez tych dwóch czynników nie da się zajść daleko na dużym turnieju, a tym bardziej go wygrać. Pytanie też, czy lepszy trener by nie wyciskał więcej z dostępnego mu potencjału piłkarskiego?
Hodgson miał sporo czasu, by pomyśleć nad tym starciem i wymyślić sposób na Islandczyków. Czy będą zmiany w składzie? Tak. Po odpoczynku w ostatniej kolejce fazy grupowej do składu wrócą: Danny Rose, Kyle Walker, Wayne Rooney, Dele Alli i Harry Kane. Do pierwszej jedenastki niejako z przymusu wróci też krytykowany Raheem Sterling, bo kontuzji doznał Adam Lallana. Innych skrzydłowych w kadrze brak. Na prawej stronie prawdopodobnie ujrzymy Daniela Sturridge’a, co doda nieco nieszablonowości atakom Anglii.
Tak naprawdę, jeśli Anglia powtórzy swój występ z meczu ze Słowacją, ale lepiej nastawi celowniki, spokojnie wygra to spotkanie. Tylko właśnie jest to kwestia regularności. Ci kibicujący od wielu lat kadrze „Trzech Lwów” wiedzą, że równie dobrze możemy dziś zobaczyć najgorszy mecz w historii reprezentacji tego kraju, jak i spokojną wygraną 3:0 (to drugie pewnie nawet mniej prawdopodobne).
probable lineup England vs Iceland pic.twitter.com/pceSFEPYCv
— Joe's Dugout (@joesdugout) June 27, 2016
No i .. Brexit. tylko Walia się opiera.