99 zgłoś się!


2 kwietnia 2016 99 zgłoś się!

Miał być szrotem czystej wody i przez długi okres za takiego uchodził. Obiekt bezceremonialnej szydery, ikona beznadziei, pierwszy narcyz ekstraklasy. Jednak dziś, po ponad pół roku od transferu do Legii, Prijović okazuje się strzałem w sam środek tarczy z napisem „mistrzostwo”.


Udostępnij na Udostępnij na

Sześć bramek – jak na napastnika, zwłaszcza z taką aparycją i taką pewnością siebie – niewiele. Trzy asysty – też wynik, który nie oszałamia, a raczej rodzi kolejne pytania. Dlaczego ten człowiek gra w Legii? Ba! Dlaczego ten piłkarz regularne gra w pierwszym składzie Legii Warszawa? Odpowiedź ukryta jest zdecydowanie głębiej.

Serb i Szwajcar dwa bratanki

Prijović i Nikolić – w skrócie PN. Z pewnością prezentują się lepiej niż pewna grupka osób ukrywająca się pod tym samym skrótem.

Ich współpraca urasta powoli do miana legendy. Ale trudno się dziwić, skoro ten duet funkcjonuje tak doskonale. Można powiedzieć, że gdzie Nikolić nie może, tam Prijovicia pośle, bo w momencie, gdy najlepszy strzelec ligi miał chwilowy „kryzys twórczy” i nie był w stanie odnaleźć drogi do bramki, ciężar zdobywania bramek – bramek szalenie istotnych, jak chociażby ta w meczu z Cracovią – wziął „polski Zlatan”.

Nikoliciowi gra się o wiele łatwiej, gdy ma u boku Prijovicia. Dlaczego? Ano dlatego, że co dwie głowy, to nie jedna. Obrońcy są zmuszeni do walki z dwoma napastnikami, z czego jeden to typowy zakapior, walczak, piłkarz bezkompromisowy, a do tego obdarzony bardzo dobrą techniką użytkową, i wyjątkowo nie komplementujemy Michała Kucharczyka. Taki jest popularny „Prijo”.

Jakkolwiek trywialnie to zabrzmi, Szwajcar potrafi wziąć grę na siebie, związać dwójkę piłkarzy przeciwnika, mając piłkę przy nodze, i osłaniać ją swoim niemałym zresztą ciałem. Wtedy Nikolić ma o wiele więcej swobody, przestrzeni za linią obrony, niż w przypadku, gdy jest osamotniony przez dobraną na dany mecz taktykę. Wystarczy przyjrzeć się liczbom, które mówią same za siebie. Nikolić strzela więcej, gdy ma obok siebie Prijovicia.

Bramki Nikolicia z i bez Prijovicia na boisku
Gole Nikolicia z i bez Prijovicia na boisku

Trochę błysku

Wspomnieliśmy już o bramce przeciwko Cracovii, ale jak na nasze warunki jest to taki majstersztyk, że warto go przypomnieć. Odbiór piłki przez Lewczuka, podanie do Prijovicia, który stając oko w oko z Sandomierskim, nie spanikował. Wykończenie tej akcji powinno pokazywać się młodym adeptom, którzy kiedyś chcieliby pokopać się po czole w jakiejkolwiek z lig zawodowych. Spokój, opanowanie, głowa w górze, ciągłe obserwowanie tego, co robi bramkarz. Doskonała kontrola nad własnym ciałem, idealne wyczucie odległości między piłką a bramką. Dołożenie stopy i bramka. Piłkarska perfekcja? Niepokojąco blisko takiego wyczynu.

https://www.youtube.com/watch?v=9AwTSeFoclg

Gol z Midtylljand, od którego tak naprawdę zaczęło przebąkiwać o tym, że Prijović może być realnym wzmocnieniem Legii. Wcześniej można było o nim powiedzieć, że dobrze gra głową. Dlaczego? Bo jest wysoki – taki argument doskonale wpisywałby się w polską myśl szkoleniową okresu lat dziewięćdziesiątych. Jednak bramką strzeloną w Lidze Europy udowodnił, że łeb ma jak sklep, a i na półkach jest całkiem sporo ciekawego towaru.

Mecz z Lechem i jeden obrazek zapadający w pamięć. Bezczelna próba przelobowania Jasmina Buricia. Od tak, od niechcenia, bez większej napinki. A jednak w tym jednym strzale, w tym jednym zagraniu można doszukiwać się tego, co znamionuje klasę zawodnika.

Szwajcarska szkoła

Elegancja, szyk, klasa, ale kiedy trzeba, to brutalna siła i praca dla dobra drużyny. Być może jest to dość mocno przekoloryzowana sylwetka postaci Prijovicia, ale jak na polskie warunki jest to piłkarz naprawdę wyróżniający się.

Cała liga szuka sposobu na to, jak zatrzymać duet o mocno bałkańskim zabarwieniu. I cała liga jak dotychczas ponosi sromotną klęskę. Dziś w szranki z tą bramkostrzelną dwójką staną obrońcy Lechii Gdańsk i coś nam się wydaje, że może być trudno zachować czyste konto. A jeśli będzie inaczej, to przeprosinowe kraty kwiaty wędrują do Trójmiasta.

Na początku wyśmiewany, z czasem zaakceptowany, dziś chwalony. Być może tajemnica tkwi w jego długich włosach? Może jest niczym biblijny Samson? A może jest po prostu dobrym piłkarzem, który potrzebował czasu, aby zaaklimatyzować się w lidze, którą dziś, razem ze swoim serbskim partnerem, zjada na śniadanie. I nawet mu się nie odbija.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze