III liga: Stracony (?) sezon ŁKS-u


30 maja 2016 III liga: Stracony (?) sezon ŁKS-u

Armatka wodna, wykrywacze metalu i… pasące się nieopodal boiska krowy. W takich okolicznościach przedostatnie wyjazdowe spotkanie w tym sezonie rozegrali piłkarze ŁKS-u. W Byczynie koło Poddębic w ramach rozgrywek III ligi LKS Termy Ner podejmował dwukrotnych mistrzów Polski. Mimo sobotniego zwycięstwa 2:0 wszystko wskazuje na to, że trzecioligowa rzeczywistość będzie towarzyszyć ełkaesiakom co najmniej przez kolejny sezon.


Udostępnij na Udostępnij na

Łodzianie, typowani przed początkiem rozgrywek na jednego z faworytów, na dwie kolejki przed zakończeniem zmagań tracą cztery punkty do liderującej Polonii Warszawa. W odrobienie straty punktowej wierzą w Łodzi już tylko najwięksi optymiści.

Emocje większe niż w Hiszpanii

Tegoroczny finisz La Liga jest niczym przy emocjonującej końcówce w łódzko-mazowieckiej grupie III ligi. Wszystkiemu winna reforma rozgrywek. Dziś, na dwie kolejki przed zakończeniem zmagań, różnica między pierwszym spadkowiczem (ligę opuści aż 11 z 18 drużyn) a wiceliderem tabeli to tylko pięć oczek. To wszystko sprawia, że nawet ekipy mające matematyczne szanse na przegonienie prowadzącej Polonii z ostrożnością spoglądają również w dół tabeli, gdyż jedno potknięcie może przewrócić dotychczasowy układ sił o 180 stopni. W takiej sytuacji jest właśnie ŁKS.

tabela

W Łodzi plany były ambitne. Kiedy zespół zaczynał na nowo, od IV ligi, mówiono wprost: krok po kroku, sezon po sezonie chcemy wrócić tam, gdzie nasze miejsce, czyli do ekstraklasy. Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej skomplikowana. O ile awans z IV do III ligi przyszedł dość łatwo, o tyle na czwartym poziomie rozgrywkowym łodzianie męczą się już drugi rok. Ełkaesiacy rok temu zostali sprowadzeni na ziemię przez Radomiaka Radom, który w ubiegłym sezonie zdecydowanie zdystansował pozostałe zespoły. Z kolei jesienią wydawało się, że w ślady drużyny z Mazowsza pójdzie Sokół Aleksandrów Łódzki zajmujący po pierwszej części sezonu 1. miejsce z 10-punktową przewagą nad faworytami: Polonią i ŁKS-em. Zimą kadra łódzkiego klubu została solidnie wzmocniona i stratę do Sokoła faktycznie udało się odrobić. Problem w tym, że również Polonia wzięła się ostro do pracy i to warszawiacy przewodzą teraz ligowej stawce.

Sędzia kalosz?

W Łodzi wiele mówi się o krzywdzących decyzjach arbitrów, którzy – zdaniem ełkaesiaków – wiosną przeszkodzili zespołowi w zdobyciu kilku niezwykle cennych punktów. Serwis Lksfans.pl zmontował nawet kompilację dyskusyjnych decyzji arbitrów, którzy – według zaprezentowanych wyliczeń – pozbawili „Biało-czerwono-białych” aż siedmiu oczek.

Duże kontrowersje towarzyszyły zwłaszcza spotkaniu ŁKS-u z Ursusem w Warszawie (nieuwzględniony w materiale filmowym), podczas którego nieuznana została bramka zdobyta przez piłkarzy z Łodzi, a arbiter nie zauważył też zagrania ręką w polu karnym jednego z graczy gospodarzy. Doszło nawet do tego, że zarząd łódzkiego klubu po przegranym ostatecznie 0:1 pojedynku w stolicy zdecydował się… wypłacić swoim zawodnikom premię za wygraną, uznając w ten sposób swoją drużynę za faktycznych zwycięzców. Piłkarze w oficjalnych rozmowach starają się jednak nie zrzucać winy za sportowe niepowodzenie, tylko na sędziów. – Mecz z Ursusem to już przeszłość, przegraliśmy go, ale już nie ma co tego rozpamiętywać i oceniać pracy arbitrów, bo wiadomo, taka jest piłka, błędy sędziów zdarzają się też na najwyższym poziomie – mówi Adam Patora, najlepszy strzelec zespołu.

Wiadomo, że ambicje klubu są znacznie wyższe i możemy sobie pluć w brodę, zwłaszcza że w tym sezonie nie było takiego dominującego zespołu jak przed rokiem Radomiak Radom, który zrobił dużą przewagę i nie oddał jej do końca… Zadecydowała nieudana jesień i remisy na wiosnę, których zanotowaliśmy zdecydowanie za dużo – dodaje napastnik łodzian. Faktycznie, w rundzie rewanżowej, która w wykonaniu ŁKS-u była nieco lepsza, również zdarzyły się wstydliwe wpadki jak podział punktów na własnym boisku z Błękitnymi Raciąż czy porażka z Oskarem Przysucha. Z tego powodu do wyjazdowego spotkania w Byczynie z ostatnim w tabeli Nerem podchodzono z dużą ostrożnością. Kompromitacji udało się uniknąć – może i dlatego, że murawa obiektu położonego pod Poddębicami, na którym swego czasu swoje pierwszoligowe mecze rozgrywał także Widzew, należy do najlepszych na tym poziomie rozgrywkowym i sprzyja zespołom grającym techniczną piłkę.

Walkower lepszy od kibiców gości

Chociaż już na kilka dni przed spotkaniem kibice ŁKS-u zapowiedzieli, że na meczu się nie pojawią (miała to być reakcja na pulę zaledwie 27 wejściówek zaoferowaną fanom przyjezdnych przez działaczy Neru), miejscowa policja postanowiła dmuchać na zimne i zachować szczególne środki bezpieczeństwa. W okolicy stadionu zaparkowała armatka wodna, wybrani kibice wchodzący na obiekt byli zaś badani… wykrywaczem metalu.  To już nie pierwszy raz, kiedy wyjazdowe mecze łodzian wzbudzają niepokój wśród miejscowych. Wcześniej odmówiono przyjęcia kibiców ŁKS-u w Tomaszowie Mazowieckim, a Start Otwock wolał spotkanie oddać walkowerem, niż ponosić koszty organizacji meczu i zwiększonej ochrony obiektu. Podobne historie zdarzały się zresztą też na czwartoligowych boiskach – w sezonie, w którym ŁKS wywalczył awans, cztery spotkania wygrywał dzięki walkowerom.

Pożar na trybunie? To tylko race…

Nie jest jednak tak, że wszystkie pojedynki w tej klasie rozgrywkowej pozbawione są kibicowskich emocji. Najlepszym przykładem spotkanie w Łodzi sprzed tygodnia, zapowiadane jako pojedynek dwóch byłych mistrzów Polski. Podczas meczu ŁKS-u z Polonią na obiekcie przy al. Unii Lubelskiej zasiadło niemal 3 tysiące widzów. Fani obu drużyn przygotowali efektowne oprawy, a całość transmitowana była na żywo w TVP3. W pewnym momencie na trybunie zrobiło się na tyle gorąco, że pod stadion podjechały… zastępy straży pożarnej. Wszystko przez zachowanie sympatyków gospodarzy, którzy odpalili świece dymne, uruchamiając tym samym zamontowany na nowoczesnej trybunie alarm przeciwpożarowy. Ostatecznie obyło się bez interwencji strażaków i mecz można było kontynuować.

Na boisku lepsi okazali się łodzianie, wygrywając 2:1 i rewanżując się tym samym za porażkę z jesieni w takim samym wymiarze. – Polonia to na pewno poukładana drużyna, w meczu z nami warszawiacy fajnie operowali piłką, futbolówka nie przeszkadzała im przy ataku pozycyjnym. Natomiast czy przewyższają tę ligę? Myślę, że nie. Poza nami i zespołem z Warszawy jest chociażby Lechia Tomaszów, która grała ciekawą piłkę przeciwko nam, również Pelikan Łowicz to bardzo trudny rywal.  Myślę, że w zasadzie cała ta szóstka-siódemka to solidne ekipy i tutaj na pewno detale decydują o tym, kto na finiszu znajdzie się na miejscu barażowym – oceniał najgroźniejszego rywala i sytuację w tabeli strzelec obu bramek dla ŁKS-u w spotkaniu z „Czarnymi Koszulami” Adam Patora, nieświadomie cytując zapewne jedno z ulubionych powiedzeń Tomasza Hajty.

Tęsknota za ekstraklasą

Ełkaesiacy zapewniają, że do końca będą walczyć o jak najwyższą lokatę, ale – patrząc realnie – ŁKS powoli musi już myśleć o kolejnym sezonie. Niewykluczone, że łodzian czeka kolejna kadrowa rewolucja. Zimą, gdy drużynę wzmocniło aż 13 nowych zawodników, kontrakty były podpisywane w znacznej mierze do końca rundy – wszystko w celu zabezpieczenia się przed czarnym scenariuszem, który zakładał brak awansu. – Nie rozmawiałem z zarządem na temat swojej przyszłości i chyba żaden z nas nie przeprowadził jeszcze takiej rozmowy. Kontrakt mam do 30 czerwca… Szczerze mówiąc, jeszcze nie myślałem, co będzie dalej, wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czas upływa i człowiek chciałby spróbować swoich sił trochę wyżej, ale ja niczego nie przekreślam. Dobrze się tutaj czuję, jestem wychowankiem ŁKS-u i zawsze fajnie grać dla tej publiczności – przyznaje Patora, który po kolejnym udanym sezonie na tym poziomie rozgrywkowym może być łakomym kąskiem dla działaczy drużyn z II ligi.

W Łodzi wszyscy zdają sobie sprawę, że kolejne rozgrywki wcale nie będą łatwiejsze od tych powoli dobiegających końca. Reorganizacja ligi wymagać będzie dalszych podróży i większych nakładów finansowych. Patora nie traci jednak nadziei. – ŁKS musi jak najszybciej znaleźć się tam, gdzie jego miejsce, czyli w ekstraklasie, ale każdy też musi tutaj tego chcieć i do tego dążyć – zawodnicy, zarząd, kibice. Jeśli nie będzie jedności, to może się nie udać, ale jeżeli wszyscy będziemy tego mocno pragnąć i wierzyć w to, wówczas jest to jak najbardziej realne. Mamy tu dla kogo grać, chcemy przyciągać ludzi na trybuny i sprawić, by piłka w tym mieście była na wyższym poziomie. Sam pamiętam czasy ekstraklasy w Łodzi i tęsknię za nimi… – kończy z rozrzewnieniem napastnik ŁKS-u.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze