Ireneusz Mamrot – „polski Ferguson” z Głogowa


20 września 2015 Ireneusz Mamrot – „polski Ferguson” z Głogowa

W piłce nożnej utrwaliło się powiedzenie, że nie ma nic stałego. Wszystko się zmienia – piłkarze, właściciele, dyrektorzy sportowi, a nawet sprzątaczki. Przede wszystkim jednak trenerzy. W Chrobrym Głogów jest jednak inaczej. Tu wszystko się może przewrócić do góry nogami, ale na pewno nie będzie to dotyczyło osoby Ireneusza Mamrota.


Udostępnij na Udostępnij na

Kibice mówią o nim tylko ze szczerą sympatią. Czasy, w których podśmiewano się z jego nazwiska, bezpowrotnie minęły wraz występami w niższych klasach rozgrywkowych. Teraz szacunkiem darzą go wszyscy fani futbolu w Głogowie, który długo nie miał swojego godnego reprezentanta w wysokiej lidze. Teraz wreszcie miasto zaistniało na piłkarskiej mapie i niewykluczone, że zadomowi się na niej na stałe. – Cieszy nas niezmiernie fakt, że Chrobry godnie reprezentuje nasz powiat w piłce nożnej. Zależy nam na zdobyciu popularności, bo tylko w taki sposób możemy zyskać uznanie turystów, co pozwoli nam rozwinąć Głogów – twierdzi uśmiechnięty prezydent miasta Rafael Rokaszewicz. Trudno się mu dziwić. Dziś w środowisku piłkarskim mało kto nie słyszał o Chrobrym. Wszystko to prawdopodobnie dzięki jednej osobie. Ireneusz Mamrot to w tym klubie alfa i omega.

Kiedy 44-latek obejmował drużynę w 2010 roku, miał już na koncie sześć awansów do wyższych lig. To właśnie między innymi ze względu na marzenia o dobrych wynikach i w konsekwencji zmianie ligi na silniejszą zdecydowano się zatrudnić go w Głogowie. Wcześniej jako niezły, ale niedoceniany trener musiał dorabiać jako dziennikarz. Pisywał w lokalnej gazecie z Trzebienicy, bo z prowadzenia zespołu w III czy IV lidze nikt się nie utrzyma. Mamrot jednak zaryzykował i przyjął ofertę pracy w nowym miejscu, gdzie dano mu szansę na wdrożenie swoich pomysłów. Warunek był jeden: rozwój. W taki właśnie sposób młody szkoleniowiec trafił na Dolny Śląsk.

Ireneusz Mamrot przejął trzecioligową drużynę przed rundą wiosenną sezonu 2010/11. Przeciwnicy? Ilanka Rzepin, Pogoń Świebodzin, Lechia Dzierżoniów czy Promień Żary. Nie brzmi groźnie, ale na tym poziomie były to całkiem przyzwoite zespoły. Po jesieni na górze tabeli panował spory ścisk i kilka zespołów chciało grać o awans, ale ostatecznie po zakończeniu sezonu zwycięsko z boju wychodził Chrobry. Władze były zadowolone z wyboru sternika.

Raków - Chrobry
Chrobry bardzo dobrze radził sobie w II lidze

Przyszedł czas na II ligę, która okazała się być bardziej wymagająca. Na tym poziomie prezentuje się futbol bardziej toporny i siłowy. Trzeba było przedefiniować sposób gry i wybrać prostsze środki. Mamrot i spółka zajęli ósme miejsce, ale obyło się bez rozmów z władzami. Wszyscy w klubie wierzyli w jego pomysł. – Miałem okresy bardzo miłej pracy, jak wtedy gdy awansowałem z klubem do II ligi, ale niedługo później przyszedł trudniejszy czas. Wiosną 2012 roku – jako beniaminek – nie wygraliśmy żadnego spotkania na własnym boisku. Nie brakowało głosów i nacisków z różnych stron, żeby mnie zwolnić. Byli jednak ludzie życzliwi i pomocni. To właśnie ich decyzje bardzo pomogły nie tylko mi, ale też całemu klubowi – wspomina Mamrot.

W jego koncepcję od początku wierzył ówczesny prezes Piotr Kłak. Takich ludzi w polskiej piłce stanowczo brakuje. To on zatrudnił 44-latka i to on odpowiadał za jego wyniki. Dobrze jednak wiedział, że do zbudowania czegoś trwałego potrzeba czasu, a nie rewolucji. Jego cierpliwość ostatecznie wszystkim wyszła na dobre, bo Chrobry pod wodzą Mamrota w 2014 roku przebojem wdarł się do I ligi, zdobywając 68 punktów. Młody trener triumfował. Jego pomysł na grę drużyny został spokojnie wdrożony i nazwany innowacyjnym. Ekipa z Głogowa prezentuje do dziś naprawdę ładny dla oka, ofensywny futbol, ale nie zapomina przy tym o defensywie.

Również premierowy sezon na zapleczu Ekstraklasy okazał się bardzo udany. Pomarańczowo-czarni nie porzucili swojego stylu i nie stracili tożsamości. Nie oszukujmy się, ale Chrobry to biedny klub, który jeśli nadarzy się okazja, woli sprzedawać, niż na masę kupować nowych piłkarzy. Tym większy jest sukces Ireneusza Mamrota, który potrafi w odpowiedni sposób ułożyć klocki i znów wprowadzić maszynę w ruch. Podobno beniaminkowi najtrudniej jest się utrzymać w właśnie I lidze. Głogów większego problemu z tym jednak nie miał. Wyprzedził dużo bogatszych rywali (GKS Tychy, Bytovię Bytów) i zajął satysfakcjonujące 11. miejsce w tabeli. Po tej kampanii minęło pięć lat 44-latka w klubie z województwa dolnośląskiego.

Mamrot
Ireneusz Mamrot

Urodzonego w Trzebienicy szkoleniowca jednogłośnie okrzyknięto „polskim Fergusonem’’. Mowa tu oczywiście o stażu pracy, który jest godny podziwu. Jego osobisty styl pracy z drużyną nijak się ma jednak do tego, który preferował sir Alex Ferguson w Manchesterze United. Dużo bliżej mu do Leszka Ojrzyńskiego. Obaj polscy trenerzy potrafią z każdego zespołu i każdego, nawet przeciętnego piłkarza wycisnąć wszystko, co się da. Od ich wodzą każdy daje z siebie wszystko na treningu i na meczu, bo wie, że zostanie nagrodzony. – Jestem zwolennikiem ciężkiej pracy na treningach. U mnie przez cały rok trzeba ciężko pracować. Nie tylko podczas okresu przygotowawczego. Wiem, że są zawodnicy, którzy na początku mają z tym problem. Znam jednak wiele przypadków piłkarzy przyzwyczajonych w swoich poprzednich klubach do wzmożonej pracy. W Chrobrym mam idealnych podopiecznych – mówi sam zainteresowany.

W tym sezonie nic się w jego podejściu nie zmieniło. Wciąż jego zawodnicy muszą solidnie ćwiczyć na zajęciach, bo inaczej są odstawiani poza pierwszy skład. Efekty widać gołym okiem. Dziś Chrobry Głogów lawiruje w górnych rejonach tabeli i imponuje nawet bardzo krytycznie nastawionym ekspertom. Wszystko to Mamrot osiągnął, nie mając wielkich środków pieniężnych, w klubie raczej biednym, ale za to bardzo mądrze prowadzonym.

W dzisiejszych czasach w polskich futbolu panuje bardzo zła tendencja na bardzo szybkie zwalnianie trenerów. Karuzela kręci się w zastraszająco szybkim tempie. Nikt praktycznie nie może być spokojny o swoją posadę. Wystarczą dwie, trzy porażki, a już spekuluje się na temat rotacji na ławce trenerskiej. Wtedy przychodzi nowy trener, próbuje wdrożyć zupełnie inną koncepcję, a kiedy musi się to nie powiedzie, on też traci pracę. I tak w kółko. W dużej mierze właśnie ten proces hamuje rozwój polskiej piłki klubowej. Są jednak kluby, które świecą dobrym przykładem. Przykład? Chrobry Głogów. Ekipa tak niepozorna na mapie naszego futbolu, że aż śmieszna.  Mimo to to właśnie on wyznacza pewien szlak, za którym inni powinni podążać. Czas zrozumieć, że istnieje coś takiego jak ciągłość pomysłu. Trzeba tylko cierpliwości, której właścicielom klubów brakuje. Szkoda.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze