10 scen z kariery Francesco Tottiego


Wydaje się, że kariera Francesco Tottiego trwa wiecznie

Myślisz AS Roma, mówisz Francesco Totti. Doświadczony napastnik tak mocno wpisał się w tożsamość „Giallorossich”, że trudno wyobrazić sobie rzymski klub bez niego. „Il Gladiatore”, „Il Bimbo de oro”, a dla nas po prostu „Il Capitano” powoli zbliża się do końca kariery. Wybierzmy się więc w sentymentalną podróż do przeszłości, by przypomnieć sobie najważniejsze momenty z kariery tego wybitnego piłkarza.


Udostępnij na Udostępnij na

Scena X – Totti na bocznym torze

Nie sposób nie zacząć od wydarzeń sprzed kilku miesięcy, bo to one stały się inspiracją dla tego tekstu.

Trenuję Romę i priorytetem muszą być dla mnie wyniki zespołu. Podejmuję decyzje, mając na uwadze dobro całej drużyny, a nie tylko Tottiego. Czy Francesco to rozumie? Nie wiem, ale nasze relacje, z mojego punktu widzenia, są dobre. Mam ogromny szacunek dla jego osiągnięć, jednak podkreślam, że wyniki są najważniejsze – powiedział Luciano Spalletti przed pojedynkiem z Realem.

Ta wypowiedź w połączeniu z faktami, że Totti rozegrał u nowego szkoleniowca łącznie 30 minut, a w meczu z Palermo wylądował na trybunach, rozpoczęła istną burzę we włoskich mediach. Wszystkich przestały nagle interesować błahe, przyziemne sprawy jak tocząca się walka Juventusu z Napoli o scudetto. Tutaj stawką była przyszłość legendy calcio, człowieka szanowanego praktycznie w całej Italii. Konflikt między Spallettim a Tottim przeniósł się na łamy włoskich dzienników. Napastnik szybko odpowiedział na atak szkoleniowca, w obronie zawodnika stanęły największe autorytety,  pojawiły się nawet plotki o odejściu „Il Capitano” do Sampdorii. Nie tak miały wyglądać końcowe kilometry w piłkarskim maratonie Francesco Tottiego.

Cała ta sytuacja uzmysławia również, że to autentycznie ostatnie chwile w piłkarskiej karierze 40-latka. Widok siedzącego Tottiego na trybunach na Stadio Olimpico albo wprowadzenie go do gry w 90. minucie w spotkaniu z Realem jest smutnym końcem włoskiego napastnika. Nawet patrząc na jego oblicze można doszukać się tęsknoty za minionymi latami, mimo że według żartów o inteligencji Włocha na tak głębokie przemyślenia raczej go nie stać.


Scena I  – Debiut

28 marca 1993 roku. W Polsce pojawiają się pierwsze telefony komórkowe wielkości cegły, pewnie 3/4 czytelników tego artykułu jeszcze się nie narodziło, a tego dnia Francesco Totti zadebiutował w Serie A w spotkaniu z Brescią. Był to piękny, słoneczny dzień w Rzymie. „Giallorossi” nie grali właściwie o nic, szans na europejskie puchary już nie mieli, ale spadek również im nie groził. Idealny moment, by pozwolić na  debiut najzdolniejszym wychowankom.

Totti ubrany w przydużą koszulkę, z bujną czupryną i chłopięcą twarzą wszedł z ławki i grał w jednym zespole z Claudio Caniggią i Sinisą Mihajloviciem. Dla 16-letniego chłopaka musiało być to wielkie przeżycie. Jak sam mówił, nie sądził, że ówczesny szkoleniowiec Romy, Vujadin Boskov, woła właśnie jego. Mało było szczęśliwców, którzy mieli okazję widzieć i zapamiętać tę istotną chwilę w dziejach całego klubu.

 

Scena II – Euro 2000

Mistrzostwa Europy w Belgii i Holandii były pierwszą wielką imprezą, na której grał główny bohater tego tekstu. To wtedy gwiazda Tottiego objawiła się całemu światu i rozbłysła pełnym blaskiem. Zawodnik odgrywał kluczową rolę w zespole Dino Zoffa, który przegrał dopiero w finale przeciwko Francji. Na Euro wygrał za to sam Francesco, który został wybrany na najlepszego piłkarza turnieju.

Jednak Tottiego wszyscy zapamiętali nie za sprawą wspaniałej gry, ale z powodu pewnego zagrania, które przeszło do historii futbolu.

Wszedłem do gry już w czasie trwania meczu… Prawie na koniec drugiej połowy i… Błogosławione rzuty karne i tamta łyżeczka… Próbowałem takiego uderzenia już na treningu w tygodniu poprzedzającym ten mecz. Kiedy staliśmy na środku boiska, zanim poszedłem w stronę jedenastego metra, odwróciłem się do Maldiniego i powiedziałem mu: „A ja mu zrobię łyżeczkę”.  Maldini i inni byli chyba trochę w szoku. Kiedy podszedłem do piłki, zobaczyłem Van der Saara. Dwa metry wzrostu, za jego plecami bramka, a za nią pomarańczowy mur. Holenderscy kibice… Ruszyłem, byłem pewny, że powinienem właśnie to zrobić, wykonać właśnie taki gest.. – tak opisuje tamtą sytuację „Il Capitano”. Dla niego tamten karny nie był czymś wyjątkowym, a summa summarum dał mu międzynarodową sławę.

Słynna łyżeczka Tottiego w półfinale mistrzostw Europy w 2000 roku

Scena III –  Totti królem Rzymu

Nikt się nie spodziewał, że w sezonie 2000/2001 AS Roma zdobędzie scudetto. Drużyna prowadzona przez Fabio Capello wzmocniła się przed sezonem, ściągając m.in. Gabriela Batistutę, ale w stawce byli po prostu silniejsi. Jednak „Giallorossi” od początku ruszyli z kopyta, od pierwszej kolejki liderowali stawce i nie oddali nikomu pierwszego miejsca.

Totti grał na pozycji ofensywnego pomocnika tuż za duetem napastników Batistuta – Montella. Zaliczył dobry, aczkolwiek nie wybitny sezon (13 goli i 3 asysty w 30 meczach), ot zwyczajny w jego wykonaniu. 17 czerwca 2001 roku wzniósł do gry mistrzowskie trofeum, chyba najcenniejsze w jego karierze. To wtedy przysiągł, że nigdy nie opuści Wiecznego Miasta. Przez dalsze 15 lat kariery pragnienie zdobycia scudetto było dla niego niedoścignionym celem, bo jego Roma wiecznie kończyła na 2. miejscu…

Scena IV – Oplucie Poulsena

– Jedyna rzecz, jakiej żałuję w całej mojej karierze, to właśnie moje zachowanie wobec Poulsena. Oplucia go. Nie miałem zamiaru zrobić czegoś podobnego. Nigdy wcześniej się tak nie zachowałem i do tej pory jest mi przykro z tego powodu. I nigdy później też nic takiego nie zrobiłem. Szczerze mówiąc, kiedy po dwóch czy trzech dniach Vito Scala przyszedł do mnie i powiedział: „Coś ty zrobił?!? Naplułeś komuś w twarz?”, odpowiedziałem mu: „Czyś ty oszalał?!?”Nie pamiętałem, że to zrobiłem. To był impuls. Potem ta sytuacja została wyolbrzymiona, ale to jest normalne – relacjonował Totti tamto zdarzenie.

Tamten gest w stosunku do Poulsena był symbolicznym pokazaniem bezsilności Włochów na Euro 2004. Drużyna prowadzona przez Trapattoniego grała beznadziejnie, ledwo wygrała w meczu z najsłabszą Bułgarią i zasłużenie odpadła w fazie grupowej.

Jednak oplucie duńskiego zawodnika miało później ogromny wpływ na najbliższą przyszłość Tottiego. To jego uznano za głównego winowajcę klęski „Squadra Azzurra”. Stał się symbolem porażki i chamstwa tamtej ekipy. Jego odwieczni krytycy na bok odrzucili piłkarskie umiejętności napastnika, czekając na takie potknięcie „Il Capitano”. Gromy, które spadły na niego latem 2004 roku, były niewspółmierne do tego, co uczynił sam piłkarz, za co oczywiście przeprosił. Francesco Totti długo postępował według zasady „Psy szczekają, a karawana idzie dalej”, nie dając się sprowokować, ale gdzieś w tyle głowy pojawiła się myśl o ucieczce z Włoch.

Scena V – Real Madryt

W tym samym czasie kilkaset kilometrów od Rzymu rozpoczynał się najbardziej intrygujący projekt w dziejach piłki, czyli madryckie „Los Galacticos”. Florentino Perez miał w budowanej drużynie najlepszego zawodnika z Francji, Anglii, Brazylii i Portugalii, więc naturalne było sięgnięcie po kogoś z Włoch. Nazwisko nasunęło się samo. Totti – gwiazda o światowym zasięgu – pasował do Realu jak nikt inny.

Na biurku działaczy AS Roma pojawiła się oferta, która mogła spowodować zawroty głowy. Ile Perez chciał dać za Tottiego? Tego nigdy się nie dowiemy, ale musiała być to kwota oscylująca w okolicach od 50 do 60 mln euro. W tamtych czasach były to ogromne pieniądze. Sam piłkarz miał również poważne wątpliwości, czy nie odejść z Rzymu. Kusiła go wizja przyszłych sukcesów, w tym zdobycie sukcesów w Lidze Mistrzów, a także chęć odcięcia się od włoskiego piekiełka, którego po Euro 2004 miał szczerze dość.

– Nie mówię, że doszedłem już do porozumienia z Realem Madryt, ale było blisko, bardzo blisko. Także dlatego, że zaproponowali taki a nie inny kontrakt. O wiele wyższy niż mam tutaj. Ale mi nigdy nie chodziło o pieniądze. Gdyby tak było, od razu przeniósłbym się do Madrytu. Chciałem pokazać, że nie gram tylko dla pieniędzy, ale z miłości do tych barw – tak widział to wszystko sam zainteresowany. Jego decyzja mogła być tylko jedna.

Scena VI – Kontuzja

19 lutego 2006 roku Roma rozgrywała mało istotne spotkanie z Empoli. Regularnie kopany przez rywali Totti zwykle podnosił się z murawy, otrzepywał się i wracał do gry. Jednak wtedy tak się nie stało. Brutalny faul Richarda Vanigliego, za który piłkarz został ukarany jedynie żółtą kartką, skończył się dla napastnika „Giallorossich” dramatycznie. Diagnoza była jasna: złamanie kości strzałkowej i częściowe zerwanie wszystkich wewnętrznych więzadeł; co najmniej półroczna pauza. A za cztery miesiące rozpoczynały się mistrzostwa świata.

Piłkarz wygrał wtedy największą walkę w karierze. Do ośrodka, w którym znajdował się zawodnik, codziennie dostarczano tysiące listów od kibiców Tottiego. Napastnik dzień w dzień ciężko pracował, by dojść do stuprocentowej sprawności. Opłaciło się, zdążył dojść do formy i był częścią ekipy Lippiego, która zdobyła najważniejsze trofeum w futbolu. Na mundialu wszedł z ławki w spotkaniu z Australią i w 94. minucie strzelił bramkę, która  zadecydowała o zwycięstwie reprezentacji Włoch.

Scena VII –  Złoty But                     

Sezon 2006/2007 był chyba najlepszy dla Francesco Tottiego. 30-latek uporządkował wszystko w swojej głowie, a po wygraniu mundialu nabrał niesamowitej pewności siebie i zaczął strzelać gol za golem, prowadząc AS Roma ku, a jakże, wicemistrzostwu Włoch.

26 bramek w 35 meczach pozwoliło mu zostać królem strzelców Serie A i zdobyć Złotego Buta. W 2007 roku został wybrany na najlepszego zawodnika ligi, a gol strzelony w meczu z Sampdorią był jednym z ładniejszych, jakie strzelił w swojej piłkarskiej karierze. „Il Capitano” wydawał się wtedy jak wino, czyli im starszy, tym lepszy.

Scena VIII –  Selfie

11.01.2015. Jest 64. minuta „Derby della Capitale”. Roma przegrywa 1:2 z Lazio. Z piłką biegnie na lewym skrzydle Jose Holebas, dośrodkowuje za mocno w pole karne, ale futbolówka trafia do Tottiego. – Totti i goooool, co za błysk geniuszu „Il Capitano” – krzyczy komentator tamtego meczu. Stadio Olimpico eksploduje radością, a napastnik robi coś, co przechodzi do historii piłki nożnej. Ciesząc się z bramki, chwyta za telefon i robi sobie selfie z wiwatującymi  kibicami „Giallorossich” w tle. Tamto zdjęcie obiegło cały świat. Coś takiego mógł zrobić jedynie on. Bramka na wagę remisu jest prawdopodobnie ostatnim golem Tottiego, który strzelił odwiecznym rywalom.

Scena IX –  Rekord

Sezon do 2015/2016 nie był zbyt udany dla króla Rzymu, ale pewna bramka z września 2015 roku przeszła do historii. W meczu z Sassuolo Totti zdobył 300. gola dla Romy! Nieważne, że strzelona przeciętnemu rywalowi. Nieważne, że do bólu zwykła i z metrowego spalonego. Ważne, że strzelona dla „Giallorossich”. Jest to symboliczne trafienie, gdyż na trybunach Stadio Olimpico zasiedli ci sami kibice co podczas jego debiutu, tyle że już z dorosłymi dziećmi. Po boisku biegali z kolei zawodnicy, którzy nie pamiętają pierwszego meczu napastnika, bo jeszcze wtedy się nie narodzili. Co ciekawe, na liczbie „300” zatrzymał się strzelecki dorobek „Il Capitano”. Czy poprawi jeszcze swój wynik?

Jeśli cofnąłbym czas o dziesięć lat, mógłbym zmienić klub, wygrać Złotą Piłkę i podbić piłkarski świat, to i tak wybrałbym Romę, bo to moja jedyna wielka miłość.

To chyba najlepsza puenta tego artykułu.

*Cytaty pochodzą z książki o Francesco Tottim wydanej w 2007 roku przez włoskie wydawnictwo Mondadori pt. „Moje życie, moje gole”.

Komentarze
Pablo (gość) - 5 lat temu

Szkoda, że już nie ma takich piłkarzy. Przywiązanych do jednych barw i nie rzucających się na większe pieniądze w innym klubie: Totti, Maldini, Raul, Gerrard, Baresi, Zanetti. Teraz kibicuje się chłystkom typu nejmar-srejmar co przewracają się i turlają przez 20m po byle kontakcie z przeciwnikiem.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze